Dzień 38 (Krempna – Wysowa Zdrój)

Spokojny dzień, urodziny w trasie 😉

Pobudka o 5:45. Śniadanie. O 7 rano Msza Święta, dopakowanie się i wymarsz. Po 6km rozpoczął się Park Magurski i zaczął się spacer w górę i w górę… I tak Pstrykacz sobie szedł i szedł, dopóki nie zorientował się, że w pewnym momencie przegapił pewien zakręt i źle poszedł. Już 600m w złą stronę, no trudno. Spojrzenie na mapę i wniosek – no dobra, można jednak tędy pójść i jakoś wrócić na szlak. Ale zaraz zaczął się mocno podmokły teren, więc padła ostateczna decyzja, że jednak Pstrykacz wraca i szuka przegapionej ścieżki. Pstrykacz idzie i myśli „Czemu ją przegapiłem?”. Odpowiedź przyszła szybko. Bo tej drogi już po prostu nie było. Ślad został na mapie i w postaci ukrytej na drzewie tablicy z drogowskazem na Wołowiec. Pstrykacz miał do wyboru pójść 1,5km tą zapomnianą ścieżką lub 7km naokoło przez las… Droga, której nie było, okazała się być pełna starych kolein po traktorach, w których stała woda. Bagienko. Pstrykacz zaraz znalazł sobie kij, żeby sprawdzać teren, bo wszystko było porośnięte świeżą trawą. Uszedł jakieś 200m i spostrzegł, że im dalej idzie, tym jest jeszcze gorzej… No ale nic, Pstrykacz tym razem znalazł sobie porządny „kostur do macania gleby” (autorska nazwa) i tak sprawdzał teren przez ponad 40 minut…

Do Wołowca Pstrykacz doszedł o 12:30 i tu już wrócił na drogę asfaltową. Na czerwonym szlaku czekałyby go podejścia po 600-700m z różnicą poziomów rzędu 100m. A na to na siłach się jeszcze nie czuje.

Za Wołowcem żołądek zaczął się dopominać o swoją rację, ale Pstrykacz zerknąwszy na mapę, zobaczył, że czeka go zaraz większa górka do wdrapania się. Więc przegryzkę zjadł dopiero na górze na skraju lasu. Następny mały postój we wsi Władysowo. Pstrykacz uzupełnił tam w jednym z gospodarstw zapasy wody i przy okazji trochę pogadał z gospodarzem. Zaraz do nich dołączył jego sąsiad i przy okazji Pstrykacz mógł posłuchać trochę łemkowskiej mowy. I później poszedł dalej. Po 200m Pstrykacz zorientował się, że gdzieś na ławie zostawił tam… aparat! Gdy zaczął się wracać, dostrzegł w oddali goniącego go rowerzystę. Wszyscy się z tego śmiali, a na pamiątkę zostało zrobione zdjęcie 😉

Dalszą drogę urozmaicały podejścia i zejścia. I tak aż do Wysowej Zdrój. Obok kościoła była informacja o jakiejś agroturystyce, więc Pstrykacz spisał numer telefonu i zadzwonił później będąc przy sklepie. Ze zdziwieniem zobaczył, że odebrała pani, która stała 5m od niego! Pstrykacz zażartował, że jeszcze nikt po niego nie wychodził jak szedł na nocleg. Szczęśliwie okazało się, że pani ma jeszcze jedno miejsce wolne, które wczoraj było zajęte i jutro też już będzie. Dość często Pstrykacz trafia w takie „okienka”.

Jak Pstrykacz dzisiaj radził sobie z 35 stopniowym upałem? Ubierając się w bluzkę z długim rękawem (materiał odbija promieniowanie cieplne), długie spodnie, kapelusz i ręcznik w kapeluszu (wchłania pot). Mimo tego Pstrykacz się dzisiaj nie przegrzał, a na dodatek się nie odwodnił (poszło dzisiaj 8l płynów).

Dzień umilały telefony z życzeniami urodzinowymi 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *